Warning: Invalid argument supplied for foreach() in /home/emarketi/domains/umowazdeweloperem.eu/public_html/wp-content/themes/thesis_184/lib/classes/head.php on line 162
Milczeć i pracować nadal - Umowa z deweloperem

Milczeć i pracować nadal

Joanna Marska-Romaniszyn    29 stycznia 2014    12 komentarzy

Czytam teraz drugi tom ciekawej (choć kontrowersyjnej) książki „Zakazana psychologia”. Znalazło się tam takie zdanie – cytat z wypowiedzi sir Karla Poppera, XX-wiecznego filozofa:

Kto nie potrafi mówić prosto i jasno, ten powinien milczeć i pracować nadal,

aż będzie mógł tak uczynić.” (1)

.

Nie wiem czy o tym słyszałeś, ale w Rzeczpospolitej i Gazecie Wyborczej trwają (a może trwały) akcje w ramach których omawia się przyczyny pisania pism urzędowych i umów niezrozumiałym dla obywateli językiem.

W internecie dostępna jest również aplikacja Logios służąca do oceny tzw. poziomu mglistości języka (FOG). Poziom ten wskazuje, jak trudny jest dany test i ilu lat edukacji potrzeba, by taki tekst zrozumieć. Kiedyś słyszałam, że zdania wielokrotnie złożone i zawierające „długie” wyrazy (bodajże 4 lub więcej sylab) są uważane za trudne w odbiorze. Ocena mglistości tekstu bada właśnie te cechy, nie bada natomiast czy użyte w zdaniu słowa są powszechnie zrozumiałe.

.

Przetestowałam kilka tekstów…

Fragment uzasadnienia do wyroku, który zamieściłam tu osiągnął wskaźnik FOG 18+ (18 lat edukacji lub więcej). Czyli aby zrozumieć tekst, trzeba uczyć się co najmniej 18 lat (a więc rozpocząć studia doktoranckie). Diagnoza: język bardzo trudny.

Taki sam wskaźnik otrzymała treść klauzuli niedozwolonej, którą zamieściłam w tej notatce.

Fragment ustawy deweloperskiej uzyskał wynik FOG 13-17 lat edukacji (język trudny).

Treść służebności przesyłu, który znalazłam w pewnej księdze wieczystej też uzyskał FOG 18+ (język bardzo trudny).

Taki sam poziom mają przetestowane przez mnie fragmenty umowy deweloperskiej, którą dostałam do oceny.

.

Zwróć uwagę, że taki poziom trudności jest spowodowany długością zdań i wyrazów. Nie ocenia się użytych słów – a więc jeśli w tekście będą użyte słowa, które nie są powszechnie zrozumiałe (czyli np. język prawniczy), to tekst stanie się zupełnie niezrozumiały!

.

Żeby nie było, że tylko krytykuję, że inni piszą w niezrozumiały sposób – przetestowałam swoje teksty z bloga. Moje teksty osiągają wskaźnik od FOG 9-10 edukacji (przełom gimnazjum i szkoły średniej – jest to język zalecany w komunikacji) do FOG 13-17 lat edukacji (język trudny). Właśnie ten drugi wskaźnik uzyskują na ogół moje wpisy.

Wychodzi na to, że powinnam jeszcze trochę poćwiczyć.

.

Zastanawiasz się, jak brzmią przykładowe wypowiedzi, które przeznaczone są dla bardziej czy mniej obytego odbiorcy? Proszę bardzo – oto mniej więcej ta sama treść w różnych formach (swoją drogą namęczyłam się, żeby tę samą wypowiedź napisać na różne sposoby).

Zdanie „Umowy deweloperskie sporządzane są wyłącznie w formie aktu notarialnego, natomiast inna forma skutkuje bezwzględną nieważnością.” oceniono na FOG 13-17 (język trudny).

Żeby kupić mieszkanie od dewelopera, trzeba podpisać umowę w formie aktu notarialnego. Inna umowa będzie nieważna.” to FOG 7-8 (język zbyt prosty – poziom gimnazjum). To zdanie powinna zrozumieć osoba, która ukończyła swoją edukację na gimnazjum (w przypadku starszych roczników – ukończyła szkołę podstawową).

„Żeby kupić mieszkanie od dewelopera, trzeba podpisać umowę w formie aktu notarialnego. Podpisanie umowy w innej formie spowoduje, że umowa będzie nieważna.” To język dość trudny (FOG 11-12 – poziom maturzysty).

.

Jak więc powinno się pisać? Przykładem będzie zdanie:

Umowy deweloperskie zawiera się w formie aktu notarialnego. Umowa w innej formie będzie nieważna.”

Jest to język zalecany w komunikacji publicznej (9-10 lat edukacji, czyli między gimnazjum a szkołą średnią).

.

.

PS. Ten wpis osiągnął wynik 9-10 lat (język zalecany w komunikacji publicznej). Czyli dzisiaj mogę być z siebie dumna 🙂

.

(1) słowa te pochodzą z książki „W poszukiwaniu lepszego świata”, cytuję za: Tomasz Witkowski „Zakazana psychologia. Tom II. Nauka kultu cargo i jego owoce”, Wydawnictwo CiS, Stare Groszki 2013

.

{ 12 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }

Agnieszka Stach styczeń 30, 2014 o 11:53

Miód dla moich uszu! Jak dobrze, że również propaguje Pani ideę przystępnego pisania przez prawników. Miałam okazję mówić o tym na TEDxKraków. Gdyby prawnicy pisali zrozumiale wszyscy byśmy na tym zyskali – klient poczuje się bezpiecznie i bez żadnych niepokojów wejdzie w relacje biznesową z prawnikiem (co nie jest przecież codziennością), a prawnik zyska klienta darzącego go zaufaniem.

Puszczam dalej w świat, bo piszę Pani o rzeczach bardzo mi bliskich 🙂 Pozdrawiam

Odpowiedz

Joanna Marska styczeń 30, 2014 o 17:34

Dziękuję za miłe słowa 🙂

Co do nauki przystępnego pisania, to moim zdaniem najbardziej by się przydała w sądach. O ile podczas spotkania oko w oko ze stronami sędziowie próbują pouczać ludzkim językiem, to pouczenia pisemne wysyłane przez sekretariat wołają o pomstę do nieba.

Niedawno widziałam pismo z sądu przysłane do osoby, która (ku swemu ogromnemu zdziwieniu zresztą) stała się uczestnikiem postępowania. Z pisma wynika, że ta osoba ma stawić się obowiązkowo w sądzie. Do wezwania tego jest dołączone „Pouczenie” zajmujące całą stronę A4, gdzie wypisane są ciurkiem różne przepisy żywcem skopiowane z kodeksu, np. taki:
„Art. 207. § 1. Pozwany może przed pierwszym posiedzeniem wyznaczonym na rozprawę wnieść odpowiedź na pozew.
§ 2. Przewodniczący może zarządzić wniesienie odpowiedzi na pozew w wyznaczonym terminie, nie krótszym niż dwa tygodnie.”
I co ma pomyśleć osoba, która dostał takie „pouczenie”? Czy ona jest pozwanym? Co to jest „pierwsze posiedzenie wyznaczone na rozprawę” i o co chodzi z tą odpowiedzią? Kto to jest „przewodniczący”? Czy trzeba teraz zrobić coś w ciągu dwóch tygodni, i co właściwie trzeba zrobić, i co się stanie, jeśli się tego nie zrobi? I co to wszystko ma wspólnego z tym, że ma przyjść obowiązkowo do sądu?

Dodam, że takie „pouczenia” wysyła się w kraju, gdzie część obywateli dostając informację o terminie rozprawy z wielkim napisem „Stawiennictwo nieobowiązkowe”, dzwoni w panice do sekretarzy sadowych, żeby się dowiedzieć czy musi przyjść.

A teksty pisane przez prawników dla klientów to też temat-rzeka. Chociaż mam wątpliwości, czy wszystkim prawnikom zależy na tym, żeby klient zawsze rozumiał „o czym się do niego rozmawia”.

Odpowiedz

Zbigniew Korsak styczeń 30, 2014 o 20:13

„Gdybyż ktoś, kiedykolwiek desygnat słusznego wpisu chciałby zmaterializować, zali tej treści nie powinien wskazać?”

Pani Joanno, kawał dobrej pracy!

Niestety większość dzieł wychodzących spod klawiatur kolegów po fachu zapewne przebija skalę FOG. Przeważnie jest to albo przejaw ćwiczenia stylistycznego (rodem z Rajmunda Queneau), albo baroku prawniczego. I to niezależnie czy pisze urzędnik, sędzia czy pełnomocnik.

Wielką sztuką jest napisać coś prosto i zrozumiale. Zwłaszcza o prawie.

Gratulacje za celne ujęcie ważnego tematu. Zwłaszcza w relacji konsument – profesjonalista.
Pozdrawiam.

Odpowiedz

Joanna Marska luty 1, 2014 o 11:37

Dziękuję za komentarz.

A gdyby każdy prawnik miał taką wyobraźnię i warsztat pisarski jak Raymond Queneau, to nikt by nie miał problemów ze zrozumieniem tekstu. Pisma dla nie-prawników byłyby pisane nieskomplikowanym językiem pozbawionym zbędnych terminów prawnych / prawniczych. Pisma dla prawników by były przede wszystkim krótsze 🙂

Zresztą uważam, że największym nieszczęściem dla pism tworzonych przez prawników było pojawienie się komputerów jako codziennego narzędzia pracy. Kiedyś chyba każdy prawnik starał się, żeby tworzone przez niego pismo procesowe, uzasadnienie orzeczenia, akt notarialny czy opinia prawna było jak najkrótsze. Pismo musiało być zwięzłe i rzeczowe, bo wystukanie tego wszystkiego na maszynie, nie wspominając o ręcznym pisaniu, zajmowało wiele czasu (obojętnie, czy robił to prawnik osobiście czy przy pomocy sekretarki). Teraz mamy zasadę „kopiuj – wklej”.
Jeszcze gorsze czasy nastały, gdy pojawiły się urządzenia, które rozpoznają tekst zapisany na kartce i przerabiają go na tekst, który można skopiować do własnego pisma. Przez to decyzje, postanowienia i wyroki zawierają niezwykle rozbudowaną część historyczną, co powoduje, że coś co można było napisać w 10 zdaniach zajmuje 5 stron.

Odpowiedz

Maciej Sawiński luty 1, 2014 o 12:09

Zdecydowanie zgadzam się z Pani zdaniem nt. zbędnego przedłużania pism. Zbędne wklejanie obszernych fragmentów orzeczeń i komentarzy czy powoływanie dziesiątek sygnatur jest bardzo uciążliwe dla adresata tekstu.

Niestety taki zabieg jest powodowany nie tyle manierą pisania, co świadomą chęcią zmęczenia przeciwnika. Najbardziej irytującym przypadkiem tego typu praktyki były pozwy w postępowaniu gospodarczym, na które należało odpowiedzieć w ciągu dwóch tygodni.

Odpowiedz

Maciej Sawiński luty 1, 2014 o 12:10

Omyłkowo pominąłem słowo „często” w pierwszym zdaniu drugiego akapitu.

Odpowiedz

Maciej Sawiński styczeń 30, 2014 o 21:15

Prawnicy muszą operować różnymi formami jeżyka. O ile w komunikacji z klientem możemy uprościć język, kosztem prawniczej precyzji, o tyle w pismach procesowych jest to raczej niepożądane, bo ich adresatem są przede wszystkim inni prawnicy.

Przypuszczam, że lata ekspozycji na trudny język aktów prawnych i literatury fachowej sprawia, że staje się on dla nas całkowicie naturalny, co może powodować ewentualne problemy w komunikacji. Moim zdaniem, po napisaniu każdego pisma powinniśmy przeczytać je jeszcze raz i spróbować zamienić jak największą ilość przecinków na kropki:) W przypadku obszernych uzasadnień dzielę je na punkty, którym nadaje tytuły. Staram się też dzielić tekst na możliwie krótkie akapity i oddzielam je od siebie dodatkową linią odstępu, tak jak w tym komentarzu.

Jeżeli chodzi o akcje Gazety Wyborczej, to przedstawiane tam postulaty upraszczania języka np. sentencji orzeczeń sądowych czy administracyjnych moim zdanie szły za daleko. Język prawniczy ma jednak swoją specyfikę i nie wszystko da się uprościć. Oczywiście uzasadnienie powinno być napisane w sposób zrozumiały dla adresata.

Powinniśmy każdorazowo dostosowywać poziom złożoności języka do kompetencji poznawczych klienta, ale z drugiej strony nie chciałbym żebyś równali w dół, schodząc do kompromitującego poziomu. W swojej praktyce widzę, że wiele osób zupełnie nie różnicuje formy wypowiedzi pisemnej od mówionej i nawet w pismach urzędowych posługuje się środkami ekspresji typowymi dla mowy potocznej („Co to ma być za sądzenie, ja pytam się?”:). Nie chciałbym, żeby prawnicy posługiwali się w swoich pismach stylem znanym z tabloidów.

Współczynnik FOG mojego komentarza wynosi 13-17, ale na szczęście jego adresatem jest przede wszystkim Pani Mecenas.

Odpowiedz

Joanna Marska luty 1, 2014 o 11:58

Panie Mecenasie, na pewno nie jestem jedyną osobą, która przeczyta Pana komentarz – sądząc po ilości maili, które dostaję, blog ma całkiem sporo czytelników nie będących prawnikami. Tylko się nie odzywają w komentarzach (może ich przerażają nasze komentarze? 🙂 )

Ja też staram się zamieniać przecinki na kropki i unikać zdań wielokrotnie złożonych, ale niestety na razie średnio mi to wychodzi. Chociaż nie osiągnęłam jeszcze (całe szczęście!) takiego poziomu jak pewien bank w umowie przelewu wierzytelności, którą widziałam wczoraj – jedno zdanie zajmowało 13 linijek tekstu, i było pisane drobnym maczkiem. Jak się czyta piątą linijkę, to już się nie pamięta, co było na początku 😉
Podział na punkty też jest dobrym pomysłem – ja to wykorzystuję pisząc umowy, wydaje mi się, że dzięki temu są bardziej czytelne.

I ma Pan rację, że akcja „Gazety Wyborczej” była średnio udana. Nawet internauci w komentarzach nieraz protestowali, że po co przerabiać dany tekst, skoro jest on zrozumiały.

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Maciej Sawiński luty 1, 2014 o 12:20

Absolutnie nie miałem na myśli tego, że tylko Pani przeczyta mój komentarz:) Po prostu kierowałem odpowiedź do Pani, choć oczywiście publicznie.

Tak przy okazji, nabrałem trochę sceptycyzmu wobec jakości tego analizatora tekstu, kiedy wrzuciłem tam przepis na ciasto z popularnego portalu i okazało się, że jego zrozumienie wymaga matury:)

Odpowiedz

Joanna Marska luty 1, 2014 o 12:50

Jako że jestem zapaloną kucharką, to mnie Pan zaintrygował i też przetestowałam parę przepisów.
A oto fragment przepisu, którego zrozumienie wymaga doktoratu:
„70 g makaronu sojowego, łyżeczka uprażonego sezamu, łyżeczka uprażonego siemienia lnianego, kilka kropel oleju sezamowego, łyżeczka sosu sojowego jasnego, szczypta soli i pieprzu, odrobina octu ryżowego, garść kiełków czerwonej kalarepy.” 🙂

A tak na serio to myślę że program ma takie absurdalne wyniki przy przepisach kulinarnych, bo lista składników jest długa (i jest traktowana jako jedno długie zdanie), a wiele słów związanych z gotowaniem ma 4 sylaby albo i więcej, zwłaszcza gdy się je odmienia („posiekanego szczypiorku”, „odcedzonym makaronem” itp.) .

Ale może to i dobrze, od dzisiaj każdy kto gotuje może być dumny, że rozumie teksty wymagające studiów doktoranckich 🙂

Odpowiedz

Katarzyna Klemba | e-prawopracy.pl styczeń 30, 2014 o 23:10

Pani Joanno bardzo ciekawy wpis. Dziękuje za niego i za link do aplikacji. Sprawdziłam również kawałki moich wpisów, staram się pisać przystępnie ale wyniki nie wyszyły tak dobre jak Pani. Jest do czego dążyć 🙂

Pozdrawiam serdecznie

Odpowiedz

Joanna Marska luty 1, 2014 o 12:06

Ja za to muszę popracować nad długością wpisów na blogu. Zawsze sobie obiecuję, że tym razem będzie krótko… a potem jak się rozpędzę, to kończy się tak jak widać 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Dodaj komentarz

Cieszę się, że chcesz skomentować ten wpis – pamiętaj jednak, że na blogu nie udzielam porad prawnych. Jeśli jesteś zainteresowany taką poradą albo masz pytania dotyczące Twojej umowy deweloperskiej, napisz do mnie na adres joanna.marska@umowazdeweloperem.pl.

Poprzedni wpis:

Następny wpis: